piątek, 11 października

12 000 biegaczy na ulicach Warszawy

biegnij-1-kopia

„Biegnij Warszawo” to impreza organizowana już od 9 lat. Dla społeczności biegaczy, nie tylko ze Stolicy, jest najlepszą okazją do wspaniałego, wspólnego wyścigu ulicami Warszawy. Z tego względu co roku bije rekordy frekwencji. Nie wolno jednak zapomnieć o drugiej stronie medalu. Już od kilku lat, niektórzy Warszawiacy narzekają na zamknięte drogi, utrudnienia w ruchu oraz zamęt panujący w dniu biegu w Centrum i na Pradze-Południe. Jednak w tym roku czarę goryczy przelała tragedia na mecie – śmierć 37-latka, która wywołała burzę w mediach.

Kontrowersje

Mnóstwo oskarżeń padło pod adresem organizatorów i firmy Medicor, zapewniającej opiekę medyczną. Najprawdopodobniej przyczyną śmierci biegacza było spóźnienie karetki z defibrylatorem. Czy można było zapobiec tej tragedii? Postawić w pełni wyposażoną karetkę bezpośrednio za linią mety? Na te pytania firmy Nike, organizatora imprezy, oraz Medicor będą musiały odpowiadać sądowi i dziennikarzom jeszcze przez długi czas. Ja, biegaczka-amatorka, która zdołała „cała i zdrowa” dotrzeć do mety, opowiem jak bieg wyglądał z mojej perspektywy.

Na starcie

Start odbył się punktualnie w południe. Trasa prowadziła ulicami: Chełmską – Jana III Sobieskiego – Spacerową – Puławską – Al. Ujazdowskimi – Piękną – Marszałkowską – Al. Jerozolimskimi – pl. Trzech Krzyży – Al. Ujazdowskimi – Wiejską – Górnośląską – Myśliwiecką – Łazienkowską. Organizatorzy zapewnili biegaczom odpowiednio dużą liczbę kibiców, poprzez zorganizowanie równoległej imprezy „Maszeruję Kibicuję” na dystansie 5 km. Gdyby nie to, na trasie znalazłoby się zapewne nie więcej niż kilka grupek kibiców zagrzewających nas do biegu. A tak atmosfera na trasie była naprawdę świetna.

Biegniemy

Przyjęłam taktykę, aby już na początku wyprzedzić wielką grupę truchtających powoli ludzi. Po około 4 km otaczali mnie już właściwie sami „szybsi zawodnicy”, więc nie musiałam się przepychać i biec wciśnięta pomiędzy kilka osób. Kolejną dobrą okazją do wyprzedzenia sporej grupy osób był punkt z wodą ustawiony na 5 kilometrze. Ludzie zatrzymywali się, by wziąć sobie kubeczek, ja tymczasem sporym łukiem ominęłam pijących i górę kubeczków leżących na asfalcie i już pędziłam w kierunku Rotundy.

Na mecie

Najwspanialszym odcinkiem trasy okazała się ulica Myśliwiecka. Był to bieg z góry prosto na metę. Gdyby nie fakt, że nogi wreszcie miały chwilę odpoczynku, nie wiem, czy na finiszu czekałaby mnie taka miła niespodzianka.

Kiedy przebiegałam linię mety, zegar wskazywał 52 minuty (czas brutto, czyli liczony od momentu startu pierwszych zawodników). Moim marzeniem była tzw. „życiówka” i złamanie bariery 50 minut, czego wcześniej nie udało mi się zrobić. Zdawałam sobie sprawę, że dotarłam do startu około 3 minuty później niż profesjonaliści, stojący na samej linii startowej. W związku z tym mój czas netto (liczony od przebiegnięcia linii startu przeze mnie) będzie dużo lepszy niż ten, który wskazywał zegar na mecie. Miałam rację!

„Życiówka”

Gdy wróciłam do domu, natychmiast sprawdziłam swój wynik, który już pół godziny po biegu przyszedł do mnie SMS-em. „Biegnij Warszawo 2013: WIERETILO NINA nieofic. msc open 1669 czas: 00:48:11 K20 – 18” – trochę czasu zajęło mi rozszyfrowanie tej wiadomości. Bez problemu odczytać można było jedynie czas. Pozostała część wiadomości mówiła, że zajęłam 1669 miejsce w kategorii Open (wśród wszystkich startujących) i 18 w kategorii kobiet do lat 20.

Gdyby nie tragedia na mecie, cała impreza byłaby strzałem w dziesiątkę. Niestety, radość z świetnych wyników lub życiowych rekordów została przesłoniona przez fakt, że nie dla wszystkich bieg zakończył się aż tak szczęśliwie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku organizatorzy bardziej zatroszczą się o zawodników i nigdy więcej nie dojdzie do podobnych incydentów.

Wówczas przyszłoroczny bieg, w którym na pewno wezmę udział, będzie można uznać za w 100% udany.

Nina Wieretiło

ninia-w

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *