niedziela, 22 grudnia

O „Sali samobójców” Jana Komasy cz. 1

Agata-Kulesza

28 listopada odbędzie się spotkanie z Agatą Kuleszą, poświęcone trzem filmom – Sali samobójców, Róży oraz Idzie. Przygotowując się do tego spotkania napisaliśmy o filmie Komasy, w którym zagrała Kulesza taki uczniowsko-nauczycielski dwugłos – Alek Rybiński, czyli uczeń i ja, Olga Masiuk, czyli nauczycielka. Poniżej pierwszy tekst.

Olga Masiuk

Świat wyszedł z formy (o Sali samobójców Jana Komasy)

Film Jana Komasy trzy lata temu triumfalnie przeszedł przez kina i festiwale filmowe. Jest historią maturzysty, który zagubił się w internetowym świecie i dopóki mógł, wiódł żywot równoległy, a kiedy nie umiał już oddzielić siebie od siebie i wstawić w odpowiednie miejsca w realu i wirtualu, połknął tabletki w toalecie nocnego klubu. Przerażająca scena jego samobójczej śmierci została nagrana komórką, umieszczona w Internecie i szybko opatrzona egzaltowanymi wpisami „rest in peace” i zniczowymi emotikonami. Bohater na wielki żyć będzie w świecie netu, pozwalając ogromnej społeczności na protezę żałoby.

sala-samobojcow-1

Jestem wielką admiratorką filmu Komasy. Rozpięty na najbardziej banalnych schematach (zaniedbujący syna, robiący karierę rodzice; ciepła pani z Ukrainy zajmująca się domem w ich zastępstwie; młody człowiek w pułapce Internetu) pokazuje kawał prawdy o dzisiejszym świecie, o młodości, o pokoleniu, które potrafi być okrutne i bezradne. Film o jałowości i pustce sam nie jest pusty ani jałowy. Para głównych bohaterów – Dominik, nieszczęsny maturzysta i Sylwia, demoniczna dziewczyna w masce, którą zobaczyć można tylko na skajpie oraz ich awatary to tragiczna para dzisiejszych nastolatków, wirtualnych kochanków. Jest w tle tej opowieści i Szekspir, i Werter, i Niepokoje wychowanka Torlessa. Stoi za tymi postaciami wielka tradycja, która je wynosi ponad przeciętność i jednocześnie obnaża ich miałkość.

HAMLET

Świat wyszedł z formy i mnież to trzeba wracać go do normy – te słowa Hamleta Dominik Santorski wylosował na swoim próbnym egzaminie maturalnym. Wygłasza je jak wyuczoną lekcję i interpretuje kwieciście i w sposób, który może zadowolić nauczyciela, ale czy ma coś wspólnego z samym chłopakiem? Scena, w której czarnowłosy uczeń o niepokojącym głębokim spojrzeniu staje przed komisją maturalną, wydaje się sztuczna. Podobnie jak scena, w której Dominik wsiada do samochodu z szoferem i na kolanach trzyma Hamleta wydanego przez Ossolineum. Ta okładka, która staje się symbolem jakiejś dawnej rzetelności, zupełnie nie pasuje do zblazowanego nastolatka. I Hamlet, duński książę, który walczył o coś, co dla rówieśników Dominika nie ma żadnego znaczenia, także zdaje się z Dominikiem nie mieć nic wspólnego. Jest raczej znakiem upadku szkoły, która okopała się wśród fraz z dawnych dzieł. A jednak Dominik Santorski, emo przed maturą, rozwydrzony smarkacz, syn nieprzyzwoicie bogatych i cynicznych rodziców jest Hamletem. Takim, na jakiego zasłużyliśmy. Innego Hamleta już nie będzie!

Jest skrojony jak postać tragiczna. Odpowiednio zblazowany i efektownie znudzony walczy o to, by być jakimś. Jakimkolwiek – buntownikiem, amantem z amerykańskiego filmu, dobrym uczniem, krnąbrnym uczniem – wszystko jedno – bohater w dramatycznych wysiłkach pragnie się ukonstytuować. A może wcale nie próbuje, może to tylko moja dobra wola chciałaby go takim widzieć, może to nie dramatyczne wysiłki, a ostatnie żałosne drgawki nijakości. W jego przypadku świat, który wypadł z formy, to ten, który odebrał mu możliwość tradycyjnego przejścia przez młodość, takiego w starciu rodzicami, w buncie, w negacji, w trudnościach. On ma liberalnych i ładnych rodziców, mądrego i ciepłego dyrektora szkoły, śliczne koleżanki i ślicznych kolegów. Dopóki nie wydarzy się coś, co wstrząśnie jego światem, gładkość tego życia nie zmusi go stanięcia na własnych nogach, nie będzie wiedział, że je ma, że może chodzić. Metafora nie jest taka znów metaforyczna, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że bohater wożony jest przez kierowcę lub taksówki i pierwsze zetknięcie z MZK kończy się pobiciem. Ale to COŚ się wydarza. Dominik staje się ofiarą szkolnych prześladowań. Mało subtelne komentarze narastające na forum w zastraszającym tempie i wulgarny filmik, które funkcjonują w wirtualnej przestrzeni niszczą chłopaka w ciągu kilku godzin. Niekoniecznie należy wzruszać się losem Dominika. Gdyby rzecz potoczyła się inaczej bez wątpienia on sam zamieszczałby lajki, znęcając się nad innym chłopcem lub inną dziewczyną. Zdaje się, że chodziło o to, kto pierwszy zajmie miejsce kata, zabezpieczając się przed miejscem ofiary. Bohaterowie szkolnych afer udający dorosłych są dość przerażonymi dziećmi, które pojęły jedno – trzeba się w świecie ustawić na odpowiedniej pozycji i trzeba zagrać silnego, żeby nie zostać posądzonym o słabość. W tym sensie znowu hamletyczny komentarz, który się nad filmem unosi, jest uzasadniony – trzeba grać. Aktorstwo jest fałszem i lekarstwem na fałsz. Bogate środowisko, obraz prywatnej szkoły, spotkania z panem ministrem w operze pozwalają w filmie zbudować kontrast między tym pięknym lśniącym zewnętrzem a przeraźliwą pustką wnętrza. Trzeba więc coś/kogoś zagrać. Grają tam wszyscy – rodzice i dzieci, starzy i młodzi. Figurą tej gry jest teatr w teatrze – znów zabieg z Hamleta, który, jak pamiętamy, obnażyć miał świństwa Klaudiusza. Tu dzieje się podobnie.

ŚWIAT JEST TEATREM

Film rozpoczyna się przejmującą sceną. Rodzina Santorskich, którą za chwilę poznamy, słucha koncertu. Młody artysta śpiewa pieśń Schuberta do słów Heinricha Heine’a. Pieśń nosi tytuł Sobowtór.

Cicha jest noc, zaułki uśpione,
A otóż mej ukochanej dach.
Już dawno przeniosła się w inną stronę,
Lecz dom stoi nadal jak w tamtych dniach.

Ktoś stanął pod domem i w górę patrzy,
I z bólu ręce swe łamie aż.
I nagle widzę, ze zgrozy pobladłszy,
W księżyca blasku swoją własną twarz.

Mój sobowtórze! mój blady kolego!
Czemu przedrzeźniasz tych cierpień ślad,
Co mnie dręczył u domu tego
Przez tyle nocy za dawnych lat ?

Nie znam niemieckiego, musiałam znaleźć tłumaczenie tej pieśni, sprawdzić, co to było. Wrażenie, kiedy śpiewa chłopak, jest niezwykłe. Jakoś przeczuwa się oczywiście w tym śpiewie coś przerażającego, ale nie do końca wiadomo co. Na tle tego złowieszczego śpiewu widać rodzinę – rodziców i syna. W krótkich migawkach zaprezentowane zostają ich losy, zarysowane charaktery: ojciec robi jakieś nie do końca uczciwe interesy dotykające ministerstwa, matka jest bezwzględną szefową w świecie mody, syn maturzystą, uczniem jakiejś prywatnej szkoły (nie IB!). Kto jest czyim sobowtórem? Kto przeniesie się w inną stronę ? Czyja twarz odbije się w księżycowym blasku, a kto śmiercią przypłaci tę opowieść ? Tego jeszcze nie wiadomo, gdy widać tę piękną rodzinę. Gdy widać teatr w teatrze. Pytanie oczywiście brzmi, czy słuchają z takim wzruszeniem tych pieśni, bo są miłośnikami Schuberta, czy dlatego, że są snobami? Później w akcję filmu zostanie wpleciony jeszcze fragment Orfeusza i Eurydyki Trelińskiego – znów dlaczego? Czy ma znaczenie fakt, że Treliński jest modny i w dobrym warszawskim tonie leży bywanie na jego przedstawieniach? W domu Santorskich jest mnóstwo książek, ale kiedy psychiatra spyta, co syn czyta, rodzice powtórzą tylko kilkakrotnie: Dużo, dużo czyta. Ale co? Zresztą nie widać, żeby czytał. Sztuka w tym filmie jest ornamentem – przenosi życie bohatera w uniwersalną przestrzeń, stawia go naprzeciw odwiecznego losu, ale on sam nie może się w niej rozpoznać. Hamlet zmusił ojczyma do przejrzenia się w teatralnym przedstawieniu, kazał mu rozpoznać w lustrze podsuniętym przez aktorów twarz mordercy. W filmie Komasy teatr wprowadzony w życie obnaża pustkę bohaterów. Obnaża przed nami, widzami. Ich samych jednak zapewnia o własnej nieskazitelności. Kiedy chłopiec podobny do Dominika śpiewa o śmierci, bohaterowie czują się tak, jakby ową śmierć przeżywali, jakby odnajdywali się w empatii żałoby. Aktor staje się awatarem. Dla rodziców Dominika śpiewający młody człowiek, (zapewne nagrodzony Paszportem Polityki) staje się awatarem syna. Mogą go kochać w teatrze. Dominik będzie przeżywał życie internetowe zamiast prawdziwego, jego rodzice wzruszą się i uwrażliwią na koncercie, aby nie trzeba już tego było robić poza lożą dla vipów. Świat przestał być teatrem, za to teatr stał się światem.

AKTORKA

sala-samobojcow-2

Jest taki moment, kiedy główna bohaterka – matka Dominika zyskuje tę świadomość. Prowadzi rozmowę z wysoko postawionymi znajomymi męża, którzy opowiadają o zagranicznych artystycznych podbojach i nagle widać, jak ona oddziela się od tej rozmowy. Jak w chwilowym błysku narasta w niej obrzydzenie. To taka scena, której odpowiadałaby słowa Gertrudy wypowiedziane, gdy syn uświadomił jej niegodziwości, jakich się dopuściła: Oczy moje obróciłeś w głąb mojej duszy, / dostrzegłam tam czarne wryte głęboko plamy. Fenomenalna jest Agata Kulesza, która dostrzega te plamy w sobie. To jest film dwojga aktorów: Gierszała i Kuleszy. Gierszał w roli Dominika jest uwodzicielski i przerażony, silny, kiedy prosi swojego kierowcę o ściszenie muzyki w samochodzie i słaby, kiedy błaga o pomoc matkę. Matka, zagrana przez Kuleszę jako jedyna ma jakąś bolesną świadomość świata, w którym tkwi. Jest mocna, bo tego wymagają od niej okoliczności. Potrafi dosadnie zwrócić się do lekarki, która nie chce wypisać synowi leków i do dziewczyny w pracy, która źle przygotowała prezentację. Ale też jako jedyna wykonuje czasem taki ruch głową i patrzy w taki sposób, jakby chciała powiedzieć, że umie dostrzec nędzę przedstawienia. Jeżeli ktoś ten świat może wrócić do normy czy do formy, to tylko ona. To ona po śmierci syna wejdzie do sali samobójców i wskaże fałsz zgromadzonych na wirtualnych cmentarzyskach ludzików. Ale w następnej scenie znów spotkamy ją w teatrze. I chociaż tym razem zapłacze nie nad bohaterem, ale nad własnym życiem, to nie ma wątpliwości, że po wyjściu z teatru będzie grać jeszcze lepiej.

Olga Masiuk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *