Persistence hunting, na polski tłumaczone czasem jako polowanie uporczywe, to jedna z najstarszych technik polowania, stosowana już przez ludy pierwotne. Wykształciła się jeszcze przed wynalezieniem broni myśliwskiej. Nie mając odpowiednich narzędzi, takich jak włócznia czy łuk, pozwalających dosięgnąć ofiarę oddaloną o kilkadziesiąt metrów od myśliwego, ludzie musieli gonić zwierza,aż do chwili gdy stracił on wszystkie siły.
O człowieku, który wyprzedził zwierza
Człowiek jest jedynym ssakiem, który wykształcił zdolność termoregulacji poprzez pocenie się. Kiedy temperatura jest wysoka, nasza skóra ochładza się poprzez wydzielanie potu. Dzięki temu jesteśmy lepiej przystosowani do biegania wytrzymałościowego, co umożliwia myśliwym wielogodzinne śledzenie zwierzyny w szybkim tempie. Ofiary właściwie zawsze są o wiele szybsze od śledzących, jednak mimo o wiele sprawniejszego przemieszczania się, w krótkim czasie tracą siły i muszą się zatrzymać. Innymi przystosowaniami człowieka do persistence hunting jest dwunożność (postawa pozwalającą jednocześnie biec i śledzić oczami ofiarę), tylko częściowe owłosienie i umiejętność biegnięcia z czymś do picia przy sobie.
Dogonić zwierza
Technika jest stosowana w obszarach świata, w których temperatury w trakcie dnia sięgają około 40 °C. Kiedy ofiara orientuje się, że jest obserwowana, zaczyna uciekać. Z uwagi na niesamowity upał, zwykle po kilku minutach biegu musi odpocząć. Podczas gdy ona przystaje w cieniu, człowiek przystosowany do dłuższego biegnięcia może ją dogonić. Cała procedura może powtarzać się wielokrotnie, aż w końcu zwierzę nie jest już w stanie ustać na nogach. Gdy ono kładzie się, człowiek podbiega do niego i dobija je ostrym narzędziem.
Plemiona stosujące persistence hunting
Na pustyni Kalahari, w południowej Afryce, żyje plemię San, do dziś stosujące metodę persistence hunting. Znani bardziej jako Buszmeni, są jedną z najstarszych ras na świecie. Polują głównie na antylopę kudu mieszkającą na sawannie. W kilka osób wybierają jedno zwierzę ze stada i w miękkich mokasynach zrobionych z żyrafiej skóry biegną za nim nawet kilkadziesiąt kilometrów. Na łowy wychodzą jeszcze przed wschodem słońca, nie przyjmując wcześniej żadnych stałych pokarmów i wypijając tyle wody, ile tylko się da.
Innym ludem stosującym tę metodę są Tarahumara, zwani także Raramuri (w tłumaczeniu z ich języka lekkostopi lub biegający ludzie). To indiańskie plemię zamieszkujące w górach w stanie Chihuahua w Meksyku. Znani są jako najwytrzymalsi biegacze świata, potrafiący bez przerwy pokonać nawet 700 km. To właśnie dlatego nie zdobywają trofeów w maratonach na całym świecie – oprócz tego, że wcale nie mają ochoty wyjeżdżać ze swoich zacisznych wiosek, 42 km to dla nich zbyt krótki dystans, żeby się rozpędzić. Jako że ich dieta jest raczej wegetariańska, polują rzadko. Zawsze biegają na bosaka lub w wytworzonych ręcznie sandałach, a ich siła tkwi w grupie – prawie nigdy nie biegają samemu. Gonią sarny, jelenie, a nawet większe ptaki, które czasem muszą wylądować na ziemi by odpocząć po długim locie. Więcej o Tarahumara przeczytać możecie w książce „Born to run”(„Urodzeni biegacze”) Christophera McDougalla, którą gorąco polecam.
Kenijczycy i gepardy
Na sam koniec warto przytoczyć jeszcze jednej ciekawy przypadek biegaczy, którzy potrafili przegonić zwierzę – czterech Kenijczykach, którym udało się dogonić dwa gepardy. Dowiedział się o tym dziennikarz BBC, który natychmiast przyjechał do nich, by dowiedzieć się o szczegóły polowania. Okazało się, że gepardy przez kilka tygodni zabiły 15 kóz zapewniających mleko i mięso całej wiosce. Po przebiegnięciu 6.4 km mężczyźni dogonili swoją ofiarę, lecz nie zabili jej, tylko oddali w ręce Kenya Wildlife Service. Teraz domagają się rekompensaty za zabite kozy.
Nina Wieretiło