W niedzielę, 30 marca 2014, o godzinie 10 zabrzmiał wystrzał pistoletu i najszybsi biegacze wystartowali do walki o najlepsze czasy na dystansie 21 km i 97,5 m w 9. PZU Półmaratonie Warszawskim. Dlaczego nie ruszyłam wtedy z miejsca? Po pierwsze, aby wziąć udział w półmaratonie trzeba zwykle mieć ukończone 18 lat. Po drugie godzinie 10 linię startu przekroczyła wyłącznie elita najlepszych biegaczy świata, specjalnie zaproszonych na to wydarzenie. Biegacze amatorzy, których było ponad 11 tys. (rekord frekwencji), startowali kilkanaście minut później, zaczynając od najszybszych, kończąc na najwolniejszych (według spodziewanego rezultatu podawanego przy zapisywaniu się na bieg). Niemniej, przedstawiam relację wydarzenia z perspektywy kibica – oprócz uważnego śledzenia wyników osiąganych przez faworytów w oczekiwaniu na rekord trasy, dopingowałam jeszcze startujących w tym biegu moich rodziców.
Polska w coraz lepszej formie
Marek Tronina, dyrektor PZU Półmaratonu Warszawskiego, zakłada, że w ciągu trzech lat ta impreza wejdzie do pierwszej trójki największych półmaratonów w Europie. Jednak czy uda nam się dogonić takich gigantów jak Szwedzi (w zeszłym roku rekordowy półmaraton w Göteborgu ukończyło 45 tys. biegaczy), Anglicy czy Francuzi, u których na półmaratony zjeżdżają ludzie z całego świata, traktując je jako atrakcję turystyczną? Tegoroczna edycja udowodniła, że jest to możliwe. Organizacja była znakomita. Odbiór pakietów startowych i oddanie rzeczy do depozytu trwało najwyżej kilka minut, nie zabrakło toalet, picia, posiłku regeneracyjnego (grochówka, jabłko i napój izotoniczny po ukończeniu biegu) i profesjonalnych pacemakerów. Pacemakerzy to biegacze z kolorowymi balonikami z zapisanym na nich tempem, którzy mieli ukończyć bieg w określonym wcześniej czasie, np. 1:45, aby osoby za nimi biegnące mogły pobić swój rekord życiowy bez potrzeby samodzielnego kontrolowania czasu.
Nie tylko bieganiem człowiek żyje
Na osoby nie biorące udziału w biegu, które akurat nie dopingowały zawodników, czekało Miasteczko Biegowe na Błoniach Stadionu Narodowego. Można tam było wziąć udział w akcji „Podziel się kilometrami” (1 km przebiegnięty na bieżni mechanicznej to 10 zł na Fundację Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”), pójść do Mobilnego Kina 5D lub na symulator dachowania, który pozwalał dowiedzieć się w praktyce, jakie są skutki niebezpiecznego kierowania pojazdu. Choć sama nie odwiedziłam żadnej z tych atrakcji, uważnie wypatrując na trasie najpierw potencjalnych rekordzistów, a potem rodziców, widziałam, że cieszyły się dużą popularnością. Zarówno starsi, odwiedzający wymienione wcześniej atrakcje, jak i młodsi, dla których przygotowane zostały dmuchane zabawki, gry i konkursy, po skończonej zabawie byli niemalże tak zadowoleni jak sami zawodnicy na mecie.
Robi się gorąco
Temperatura tego dnia wynosiła ok. 16°C, co okazało się być dużym wyzwaniem dla uczestników. Wielu biegaczy cierpiało z przegrzania, zwłaszcza na odcinku idącym przez Wisłostradę, na którym to trzeba było biec „pod słońce”. Nie wykluczone, że część z nich wolałaby zeszłoroczną pogodę, kiedy to temperatura sięgała -7°C. Z wyraźną ulgą chwytali kubeczki z wodą w punktach odżywiania – w końcu nie na darmo wolontariusze przygotowali 20 tys. litrów wody i 70 tys. kubeczków! Na szczęście, służba medyczna działała bez zarzutu, i bezzwłocznie udzielała pomocy wszystkim osobom, które zasłabły na trasie lub cierpiały z powodu odwodnienia. Natomiast kibicowanie w pięknym słońcu i przy lekkim wietrze było jednak prawdziwą przyjemnością.
Afrykanie jak zwykle w czołówce
Gdy większość biegaczy była jeszcze w połowie trasy, biegnąc pod Mostem Poniatowskiego, najszybsi przekraczali już metę. Zwyciężył Kenijczyk Victor Kipchirchir, ustanawiając nowy rekord trasy na 1:00.48. Między nim a pierwszym Polakiem – Arturem Kernem – zmieściło się jeszcze sześciu Kenijczyków i dwóch Etiopczyków. Sukces swojego rodaka powtórzyła Kenijka Poline Wanjiku Njeru, także wyznaczając nowy rekord trasy – 1:09.06.
Byle tak dalej
Podsumowując, 9. PZU Półmaraton Warszawski uważam za wielki sukces fundacji Maraton Warszawski. Padły rekordy zarówno w kategorii kobiet, jak i mężczyzn, a na trasie nie zdarzyły się żadne groźne wypadki. Mimo dosyć wysokiej temperatury, biegacze wbiegali na metę z wyraźnym uśmiechem na usta, witani przez równie zachwyconych atmosferą biegu kibiców. Tam czekały na nich zasłużone medale z wytłoczoną na dole panoramą Waszawy, których łącznie przygotowano aż tonę! Czy odbywające się za dwa tygodnie Orlen Warsaw Marathon i towarzyszący mu bieg na 10 km powtórzą ten sukces? Tego dowiecie się z następnej relacji, tym razem z perspektywy biegacza.
Nina Wieretiło