piątek, 19 kwietnia

Joanna, Joaśka, Aśka. Pan Uszatek

(…) To przecież tylko nicość. Jakże takie nic
ma stanąć pomiędzy nami. (…)

S. Barańczak, „Grażynie”

Joaska4

30 maja rano minie rok od śmierci Joasi Rutkowskiej i jej synka Kuby, rok od wypadku samochodowego na drodze do Gdańska, którą jechali na spływ kajakowy, rok odkąd się nie widzimy i nie rozmawiamy ze sobą, rok przemieszczania się Ich obecności stąd w wieczny punkt. Przed paroma dniami zdali swe matury wychowankowie Joasi z Jej ostatniej gimnazjalnej klasy – z Bagateli? Ostatniej nie dlatego, że zginęła, ale że chciała żyć: mieć czas, podróżować, spróbować innej pracy. Wychowawstwo wymagało całkowitego poświęcenia, i może nawet czegoś więcej. Życia czyimiś trudnymi sprawami, czasem nierozwiązywalnymi, bycia za pan brat z bezsilnością. Tu wrażliwość zwykle przechyla szalę z tego, co szczęśliwie uratowane, dobrze zakończone, na to, co nadal do zrobienia, do pomyślenia, do odczucia. Wypłukiwanie siebie z siebie i wieczny brak czasu. Joasia chciała, tak mówiła, zmienić swoje życie, czekała już bardzo na ten pierwszy całkiem inny dzień. Dlatego po Bagateli? nie wzięła nowej klasy, zrobiła sobie od wychowawstwa pauzę, próbując odnaleźć niezbędną przestrzeń wolności. Właściwie chyba przebywała w ostatnim czasie na jakiejś ziemi niczyjej; już gdzieś indziej, ale jeszcze nie u siebie. Chciała wrócić do samej siebie. Dużo mówiła o uczniach z Bagateli?. To były, jak zawsze, uwagi bezcenne, krótkie, celne, bardzo ludzkie, wypowiadane z poczuciem humoru i przeogromną życzliwością. Zazwyczaj wyprzedzały ewentualne pytania czy wątpliwości, zarysowywały bezpieczną drogę tym Jej uczniom, o których się martwiła. Wiele razy w ciągu tego roku, gdy w liceum uczyłam Jej ostatnich wychowanków, myślałam o tym, czy postępuję względem nich tak, jak Ona by chciała. Myślałam o Niej i o tym również podczas kwietniowej uroczystości pożegnania maturzystów. Chciałam Jej powiedzieć, że: cud – chyba nam się udało, chyba tak.

Joasia nigdy nie była obojętna i ta jej cecha była wyjątkowa w świecie okrutnego nieraz dystansu, krzywdzącej nieczułości, łatwych oszczerstw i wykluczeń. Miała piekielną wrażliwość i zawsze była sobą. Była mistrzynią w przyjaźni. Sama delikatna i potrzebująca wsparcia, dodawała siły innym. Czasem była to dla nich siła ocalająca – przywracała oddech i rozszerzała perspektywę o górskie przestrzenie, które tak lubiła. Mówiła, co myśli; nie znosiła tchórzliwego milczenia.

Joaska2

Joasia mówiła ludziom dobre rzeczy o nich samych. Była w tym mądra i szczodra, śmiała się i czuła zażenowanie tymi szczerościami. Możliwe, że zachowywała się tak także względem tych, dla których nikt nie miał ani jednego dobrego słowa. Ona miała ich całe morze i traktowała jako oczywistość.

Nikt tak nie czytał (i nie czyta) jak Ona. I tego, co Ona. Rozmowy z Joasią o czytaniu, o książkach, były fantastyczne, lekkie, pasjonujące, bo wszystko tam było nowe, inne, żywe, świeże, skądinąd. Może tylko Jej Michał czytał i czyta (i tłumaczy) podobne książki. Dla mnie to była w każdym razie zupełna rewelacja.

Joaska1

Kubę nazywaliśmy „Pan Uszatek” (od Misia Uszatka), ale potem szybko wyrósł i nie wypadało. Przebywał we własnym świecie i po stoicku przyglądał się tutejszym zabiegom. Prawdę mówiąc, myślę, że miał kontakt z Bogiem (kiedyś o Nim mówił), i że u Niego po tym, co się stało, nic się prawie nie zmieniło (co nie jest dowodem na istnienie Boga). Kuba był, jak mi się wydaje, metafizykiem. Czasem wyobrażałam go sobie jako dorosłego mężczyznę i zawsze wtedy, w tym wyobrażeniu, pozostawał chłopcem. Spotkania z nim były, nie przesadzam, zaszczytem, Kuba budził respekt. Był Kimś, to się czuło. Joasia mówiła, że potrafi niezwykle opowiadać różne historie, zwłaszcza te z wakacji, i bardzo się z tego cieszyła. Przypuszczam, że to była po prostu literatura.

Joaska 3

„Jak to zrobić, żeby na co dzień żyć tak, jakby się leżało tam, jak wtedy, na łące” – z taką myślą wróciła Joaśka z wakacji w Rumunii, i nie o leniuchowanie tu najbardziej chodziło. Jest sporo zdjęć, na których leży na trawie, na ziemi, z zamkniętymi oczyma, w wielkim odnalezionym spokoju i odprężeniu.

Nie chciałam pisać wspomnienia o Joannie, bo to głupie i bez sensu, ale piszę je i płaczę, w trzysta sześćdziesiątym dniu nieprzygotowania i niezgody na Jej i Kuby śmierć.

AP

Joaska5

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *