Co jakiś pojawia się kolejne – za każdym razem tak samo szokujące – oświadczenie, że nasze społeczeństwo nie czyta. Ile to było ostatnio? Średnio jedna książka na rok? Dwie? Pół? Niezależnie od statystyki – wyniki są niskie.
Pocieszać możemy się jednak tym, że przynajmniej wstyd nam za to intelektualne nieróbstwo, co potwierdzają akcje społeczne, mające na celu propagowanie literatury pośród obywateli. O ich popularności świadczy chociażby inicjatywa „Cała Polska czyta dzieciom”, która działa już nieprzerwanie od 2001 roku. Sytuacja wydaje się tym mniej beznadziejna, gdy popatrzymy na bestsellery szybko znikające z półek przed świętami. Jeśli zignorujemy fakt, że pośród „najpopularniejszych” znajduje się „50 twarzy Greya” i kolejna część Bridget Jones, to poziom czytelnictwa od razu wydaje się lepszy. Jest kiepsko, ale – statystyka nie statystyka – na co dzień spotkamy w metrze pasażerów wciągniętych w powieść. Proza boryka się z problemami, lecz „biznes” wciąż się kręci. Ale co z jej siostrą poezją?
Gdy weszłam ostatnio do wielkiej księgarni i spytałam o wiersze, zaprowadzono mnie do najdalszego kąta i pokazano dwie niskie szafki. Nie zaskoczyło mnie to wcale, bo poezji się przecież nie czyta. Poezja jest czymś abstrakcyjnym, co pojawia się na lekcjach polskiego i angielskiego, czymś z czego wypisuje się kilkanaście epitetów i trzy metafory i czymś, o czym trzeba napisać trzy strony komentarza na egzaminie. Bo ilu z nas sięgnęło w ostatnim czasie – z własnej woli oczywiście – po jakiś tomik?
Niektórzy –
czyli nie wszyscy.
Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość.
Nie licząc szkół, gdzie się musi,
i samych poetów,
będzie tych osób chyba dwie na tysiąc (…). *
Tak pisała Wisława Szymborska, która paradoksalnie była jedną z niewielu poetów faktycznie znanych szerokiej rzeszy czytelników.
Trzeba zadać sobie jednak pytanie: dlaczego właściwie niektórzy? Może wydaje się, że poezja nie jest dla ludzi, dla szarej masy, ale dla niewielkiego, intelektualnego, snobistycznego grona, spotykającego się wieczorami w jakiś zadymionych kawiarniach, lub dla profesorów szczerze oddanym akademickiej pasji?
O ile jednak fani undergroundowej muzyki, czy niekomercyjnego kina są jeszcze przez nas zauważani, a Warszawski Festiwal Filmowy i koncerty niszowych DJ-ów rozgłaszane na Facebooku, o tyle fani wierszy i ich spotkania wciąż należą do sfery nieodkrytej. Z jednej strony poezja zawsze była i jest rozrywką „z wyższej półki”, tak jak teatr. Trzeba jednak przyznać, że jesteśmy na sceniczne przedstawienia otwarci, o czym świadczą popularność i ceny biletów w takich miejscach jak TM Roma, czy Opera Narodowa. Teatr nie kojarzy się z nudą. Są przecież przedstawienia nowoczesne, współczesne, muzyczne, pełne efektownych, innowacyjnych atrakcji. Wiersze natomiast wciąż pozostają sztuką wyrafinowaną i niekorespondującą z prostą codziennością, a do czytania jej pasuje jedynie lampka drogiego wina, ogień strzelający w kominku i skórzany fotel.
Podczas edukacji pokazują nam klasykę, zarówno prozy, jak i poezji. O ile jednak zdajemy sobie sprawę, że nie każda proza to „Krzyżacy”, o tyle na hasło „wiersz” przychodzi nam do głowy tylko Herbert lub Miłosz, którzy pisali słowa piękne, ale też trudne i wieloznaczne. Liryka, tak jak teatr, ma jednak wiele stron. John Keating, nauczyciel ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”, powiedział: „Nie czytamy poezji dlatego, że jest ładna. Czytamy ją, bo należymy do gatunku ludzkiego, a człowiek ma uczucia”. Człowiek jest też jednak wielowarstwowy i czasem, tak jak Pan Cogito Herberta, nie może pogodzić się ze światem, a jednocześnie, jak pisze poetka Chelsey Minnis w „Six Short Poems”, płacze bez powodu.
This is like crying while trying on different outfits…
This is like crying because you can’t open a jar…
This is also like crying in a ditch…
This is when you need to stop crying. (…)
Poeta też człowiek i to wcale niekoniecznie taki w wielkich okularach, spod których spogląda na świat intelektualnymi oczami, znając odpowiedzi na metafizyczne pytania. Poeta to też młoda kobieta, Dorothea Lasky, którą ktoś zaczepia na ulicy i nazywa „white bitch”**. Poeta to mężczyzna w wieku średnim, Jacek Podsiadło, który marudzi: „nie wiem dlaczego tak trudno utrzymać przy życiu/ roślinę zwierzę człowieka i nie wiem która jest godzina”***. Poeta to też nieznana dziewczyna, jakaś Charlotte Spritz, która publikuje w Rookiemag, internetowym, alternatywnym magazynie dla nastolatek: „we were the same/ and it was nice and/ our hair would sway/ when we walked/ and it was good”****. A kim jest czytelnik? To ktoś kto właśnie skończył odcinek „Breaking Bad”, odgrzewa pizzę i chce coś przeczytać.
Więcej poezji:
www.rookiemag.com/2013/04/reader-poetry-1/2/
www.rookiemag.com/2013/12/the-rookie-gift-guide-poetry/
Julia Jasińska
* „Niektórzy lubią poezję” Wisława Szymborska
** „I Had a Man” Dorothea Lasky
*** „Nie wiem” Jacek Podsiadło
**** „the two of us” Charlotte Spritz